dwa lata






Świętowałam niedawno. Drugi wspólny rok. Niby nie dużo. Chociaż może to zależy jak na to wszystko spojrzeć. Można dwadzieścia parę lat żyć tak samo, żeby w ciągu paru chwil przewartościować i zmienić całe swoje życie. Dosłownie. Na lepsze czy na gorsze to się dopiero okaże.



Moje podejście do wielu spraw kompletnie się nie zmieniło.

Nadal uważam, że dziecko nie jest przymusową częścią życia każdego człowieka. Można mieć dzieci i można nie mieć. Nigdy nikogo nie będę przekonywać, że posiadanie potomka jest koniecznie.

Nadal nie jestem fanką dzieci tak globalnie. Są głośne, brudzą, produkują masę przedziwnych wydzielin. I nie, nie uważam, że moje dziecko jest „słodziutkie” z jogurtem we włosach i gilem na rękawie.

Nadal nie rozczulają mnie dzieci obcych ludzi. Niestety, albo coś we mnie nie przeskoczyło jak urodziłam i „tryb matka” nie wszedł do końca, albo to jest normalnie, że kocham i jaram się głównie swoim dzieckiem.

Nadal mam też na swoim koncie wiele wpadek, bo moje roztrzepanie działa bez zarzutu. Zapominam, przeginam, spieszę się, robię milion rzeczy na raz, nie umiem nic znaleźć, wydaje mi się, że doba jest z gumy, za szybko się denerwuję i ciągle kompletnie w siebie nie wierzę.

Nadal szukam sposobu jak uczynić siebie lepszą. Co zrobić, że czuć się wartościowa, potrzebna i spełniona. Jakby nie wydarzyło się tak, że urodziłam i już, jestem kompletna do końca życia.

Nadal lubię czytać, ciszę, głośną muzykę, potańczyć jak nikt nie widzi, napić się wina i śmiać w głos.



Różnica jednak polega nie na tym, że zmieniłam siebie. Zwyczajnie, wiem co w moim życiu jest ważne.

To były piękne dwa lata. Może trochę niewyspane i lekko zakręcone, ale piękne. Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rok licząc na to, że może będzie płynął ciut wolniej. Cieszę się tym co mam jak szalona. Nigdy nie myślałam, że można się poryczeć ze wzruszenia patrząc na śpiące dziecko. A można. Albo to ja, wariatka jak zwykle wszystko tak przeżywam.

Ciągle myślę, że w rankingu matki idealnej wlokę się na samym końcu – bo majtek zapomniałam na zmianę, bo dziecko jest głodne i trzeba coś ogarnąć na szybko, bo jedno pranie robię pięć razy, bo nie codziennie mam cierpliwość na wszystkie te piękne zabawy kaszą, wodą, pianą i piaskiem, bo zdarza mi się mieć nerwicę, że osiemsetny raz tego dnia zbieram klocki i że lubię wieczorem nie posprzątać tylko obejrzeć film, albo poczytać coś dla relaksu.

Na szczęście nie zapisałam się do żadnego rankingu i mam to zwyczajnie w dupie. Kochamy się, jesteśmy szczęśliwi, zdrowi i lubimy swoje życie.

Nie będę podsumowywać tych dwóch lat, absolutnie. Nasze wspólne życie dopiero się zaczęło i trwać będzie już zawsze. Dziecko to nie projekt – to część życia. Dla mnie najważniejsza część.
Sobie z okazji drugich urodzin córki życzę wychować człowieka, który też będzie mnie traktował jak część swojego przyszłego życia.




Z pamiętnika mamy małej Marii:
  • Buncie dwulatka, jeśli istniejesz, zniknij, jeśli jesteś tylko mitem to niech ktoś mi powie, co za demon wstępuje czasem w małe dzieci?!
  • Poza tym dużo rozmawiamy. Coraz konkretniej. Moje dziecko umie już kilka rzeczy opowiedzieć, powtórzyć prawie każde słowo (oczywiście wedle jej uznania) i powiedzieć nie tylko, że chce jeść, ale też wytłumaczyć co.
  • Zdecydowanie dużo się ruszamy. Biegamy, tańczymy, skaczemy, robimy samoloty, bujawki i inne takie rzeczy dzięki którym tata z córką bawią się świetnie, a ja wchodzę w stan przedzawałowy.
  • Na całe szczęście dla mnie Mania wciąż lubi książki. Co prawda nie mogę już patrzeć na Pucia, ale trudno. Zawsze to rozwijające, nawet po raz setny tego dnia.



Dorzucam kilka urodzinowych fotek.
Buziaki
M.

Komentarze

Popularne posty