klasycznie - nic się nie dzieje



Hej, cześć, siemka! Witam się, bo jakoś wyjątkowo szybko udało mi się tu wrócić i nie zaczynam od podsumowania ostatnich dwóch miesięcy w których nie znalazłam czasu na pisanie.

Teraz też go nie mam, ale o dziwo – piszę. Może to po to, żeby nie myśleć o zabawkach rozwalonych na środku salonu. A może po to, żeby zaspokoić na nowo rodzącą się potrzebę wypowiedzi.


Może mi się życie stabilizujecie. Dom, rodzina, takie tam. Nie, żeby mnie czasem melanż nie ponosił, ale umówmy się, kilka lat temu ponosił mnie znacznie częściej.


U nas – klasycznie. Nic się nie dzieje.


Wymyśliłam nowe półki w sypialni, a że pomysł był genialnie prosty, zrealizował go mój fjuczer hasbend. Wiadomo, że realizuje też moje trudne pomysły, ale to zajmuje więcej czasu. I gadania, że znowu coś wymyśliłam. No takie życie.


W tej samej sypialni położyliśmy też tapetę. Razem. Niech sobie nikt nie myśli, że ja leżę i pachnę.
W dokładnie identycznej sypialni czeka nas jeszcze do przerobienia stary fotel, ale ten pomysł musi nabrać mocy urzędowej. Minimum dwa tygodnie. 


Wpadli rodzice. Na trzy dni. No, na dwa jakby tak zliczyć godziny. Bez zapowiedzi. To były bardzo fajne trzy dni. No, dwa dni.


Ogarniamy działkę. Jaram się przeokrutnie, że kolejny nasz projekt zaczyna wyglądać spoko. Zaprzyjaźniliś[MB1] my się rok temu z takim miejscem. Z OLBRZYMIMI krzaczorami w których wszystkie możliwe żyjątka i robactwo zdążyło już pozakładać wielopokoleniowe rodziny. Zdziwili się silnie, że ktoś robi tam cokolwiek innego poza wyrzucaniem śmieci. I ogarniamy. Ale wierzcie, w życiu nie myślałam, że wyhodowanie pomidora z nasionka przynosi tyle satysfakcji.


Planujemy remont kuchni. Taki na już w zasadzie. Taki od jutra jak mam być szczera. Ej będzie super, nie mogę się doczekać życia z lodówką w przedpokoju. Moja miłość do remontów ma zawsze dwie strony. I nigdy nie wiem, która jest gorsza. Najpierw płaczę ze szczęścia, bo przecież tak pięknie wymyśliłam i tak pięknie będzie jak skończymy, a potem płaczę, bo na kurz i bałagan patrzeć nie mogę. Ale nic to, jak już zbijemy płytki to nie będzie wyjścia. 


Nie podobają mi się grafiki w salonie. Je też zmienię, tylko czekam na wenę twórczą.
Próbuję prowadzić działalność w dobie pandemii. Spróbujcie, nie ma to jak otworzyć firmę w styczniu, a w marcu zostać skopanym przez epidemię. Ale jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam, zachęcam: mazajacom na obu popularnym portalach społecznościowych na F oraz i I.


Zapomniałam o fit życiu, bo zaczął się sezon grillowy. No, niestety, jedzenie jest moją miłością i jej sobie absolutnie nie odbiorę. Nadrabiam kopaniem ogródka i oszukuję się, że to coś da.


Czekamy na „Bubu Amdama”(wyjaśniam – Bubu to wujek), który przyjeżdża w przyszłym tygodniu. Też będzie super. Łączenie remontu, pracy, dziecka i winka wieczorem działa cuda. Dobrze, że się zawsze spotykamy na takich relaksacyjnych urlopach typu: hej, wyremontujmy toaletę! No i co, no i oczy na zapałki i działamy, działamy, działamy!


Mania uczy się codziennie miliona nowych słów, których już nawet nie rejestruje. I wszystko robi „siama”. Kiedy to się stało, że ja temu dziecku nie jestem już prawie w ogóle potrzebna?!
Na koniec – pilnie szukam pomysłu na nowy abażur do salonu. Jeśli ktoś ma coś szalonego, co da się wykonać własnymi rękami to czekam na pomysły!


Jak więc wspominałam – klasycznie.
Nic się nie dzieje.

Buziaki,
M.

Mam nadzieję, że Wasze „nic się nie dzieje” jest podobne. Jeśli nie, to chyba oznacza, że ja jestem wariatką.

Komentarze

Popularne posty