nie radzę sobie z czasem wolnym






Czy tylko ja mam taki problem z organizacją czasu wolnego? Czy tylko mnie wpędza on w głębokie poczucie winy dyktowane niewystarczającą ilością odhaczonych punktów na liście „rzeczy do zrobienia na dziś”?

Lubię poleżeć. Lubię obejrzeć dobry film. Lubię książkę przeczytać w ciszy. Ale nie. Po co. Lepiej zamiast leżeć, przemeblować sypialnię po raz trzeci. Lepiej sprzątnąć dwa razy to co sprzątnięte, bo zawsze można tam coś poprawić. W domu to muszą w moim kierunku padać nieme przekleństwa w ilości niewyobrażalnej.

Ale nic to, taki charakter, muszą przywyknąć.


Wracając do tego czasu wolnego, czasami mam takie chwile, zwłaszcza jak ktoś u nas jest, że teoretycznie marnuję czas na głupoty. Praktycznie wcale nie, bo spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi w ciut mniej posprzątanym mieszkaniu nie jest niczym złym. Niestety, cichy głos w mojej głowie tłumaczy mi później, że wszystko to, czego nie zrobiłam, muszę nadrobić. Najlepiej w ciągu jednego dnia. 
Mam w związku z tym kilka spostrzeżeń:
  1.  i tak nigdy nie zdążę zrobić wszystkiego. Latam oczywiście jak opętana, ale doby nie rozciągnę chociaż bym chciała
  2. bez sensu w ogóle chce cokolwiek nadrabiać, wiadomo, że zdecydowanie przyjemniej jest wziąć gorący prysznic i poleżeć z maseczką na twarzy zamiast osiemnasty raz rozkładać do odpowiednich pudełek puzzle, które moje dziecko i tak rano wymiesza.
  3.  jak teraz o tym myślę, to chyba nie za dobrze, że mam ten głos w głowie... Chyba.



Lubię sobie wrzucać miliony misji do wypełnienia. Lubię wymyślać, przekładać, przestawiać, zmieniać. Lubię jak się coś dzieje, do momentu oczywiście kiedy nie tracę nad tym kontroli. Przy dziecku, wszystkie moje misje trzeba mnożyć przez dwa. Albo przez dziesięć, to zależy czy Mania jest wyspana czy nie. Wszystko robimy na dwa. Jednocześnie się bawimy i sprzątamy, jednocześnie szukamy zgubionej zabawki i robimy listę zakupów, jednocześnie opowiadamy wiersze o „miau” i naprawiamy zlew w kuchni. No, zlew w kuchni to akurat nie ja. Jak do tego wszystkiego co robimy na co dzień dorzucam w ramach rozrywki remont toalety, to robi się misja na tysiąc lat!
Mimo jednak wysiłku, obkładania ścian betonem po nocach i malowania szafek zamiast odpoczynku to efekty cieszą. Wszystkiego co zrobimy własnymi rękami.



Z pamiętnika mamy małej Marii:
  • Kochamy się jakoś mocniej. Nie wiem czy to efekt smutnej pogody, czy taki etap w życiu małego człowieka, ale przez ostatnich parę dni dostałam na oko z MILIARD buziaków. Na oko, bo mogło być ich więcej.
     
  • Jestem z siebie dumna, bo to drugi post w tym miesiącu, chociaż mam wrażenie, że mam tyle do zrobienia, że głowa mi zaraz wybuchnie.
  • Święta minęły spokojnie. Pod choinką piękne prezenty, dziecko objedzone jak bąk pysznościami i szczęśliwe od nadmiaru zabawek, książek i puzzli.
  • Mania tak przywykła do gości, że jak wszyscy wyjadą to przed snem będziemy chyba machać na dobranoc szafkom i kanapie, żeby się ilość wypowiedzianych „papa” zgadzała.




A poza wszystkim, wchodzę w najbardziej nieprzemyślany projekt w życiu, ale nic to! Nowy rok, nowa ja, jak to mówią. Trzymajcie kciuki.
Jak coś z tego wyjdzie, dam Wam znać.


Tymczasem buziak i SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


Komentarze

Popularne posty