Nie radzę sobie z wydawaniem pieniędzy…



Szał zakupów potrafi mnie ogarnąć zupełnie niespodziewanie i nagle okazuje się, że wszystko jest mi tak bardzo potrzebne, że nie mogę bez tego żyć. I sama dla siebie jestem w stanie znaleźć wytłumaczenie – bo akurat ta bluzka pasuje mi do tylu rzeczy, akurat ten wazon musi stać na parapecie, bo bez niego do tej pory było jakoś pusto w życiu (i mieszkaniu rzecz jasna), akurat w tym tygodniu będę gotować wszystkie rzeczy z kuchni azjatyckiej, meksykańskiej, włoskiej i amerykańskiej na raz.

Wiecie, to są te sytuacje kiedy w zasadzie nie masz czasu, jest koniec miesiąca, niczego nie potrzebujesz i nagle:

Przebiegasz korytarzami pełnymi ludzi, przemykasz między zakochanymi, kłócącymi się małżeństwami, głodnymi nastolatkami i dziećmi, które starają się zniknąć z pola widzenia rodziców tylko po to, żeby dotrzeć do jednego konkretnego miejsca, bo zaplanowałaś „wchodzę -> załatwiam sprawę -> wychodzę”. I to się dzieje – widzisz przez szklaną witrynę wnętrze swojej ulubionej sieciówki z PRZEOGROMNĄ ilością kolorowych tabliczek z napisem „WYPRZEDAŻ”. I w zasadzie logiczne działanie przestaje mieć znaczenie, nie dość, że kupujesz rzeczy, których w normalnym trybie w ogóle byś nie założyła, bo po prostu są tanie i nie ważne, że do niczego nie będą później pasowały, to dodatkowo, ba, może nawet przede wszystkim, jesteś z siebie cholernie dumna. TYLE RZECZY ZA TAKĄ CENĘ? Jestem geniuszem. Jestem mistrzem zakupów.
Nie pomagają w opanowaniu się również słowa ukochanego, który widząc naszą radość, mówi tylko „kochanie, nie przejmuj się tym rachunkiem”.
Skutki naturalnie widzimy dopiero po zaksięgowaniu wszystkich rachunków na koncie. 


Najgorzej, kiedy jestem niezdecydowana i moim umysłem zawładną hormony  czyli tuż przed okresem. Albo w ciąży.
I jak żyć, pytam się? A raczej, skąd brać tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na wszystkie zachcianki, szczególnie teraz, kiedy ciąża uderza mi na maksa do głowy. Nie zwariować w natłoku szalejących reklam, vlogów które krzyczą „10 rzeczy dla niemowlaka, które musisz mieć”, porad mam, gdzie każda za superskuteczny uważa inny przedmiot… Jest naprawdę ciężko.

 Z jednej strony wolę mieć wszystko:
1. Nigdy nie wiesz co może się przydać
2. Pierwszy raz będę matką, totalnie nie wiem co powinnam mieć
3. Każda porada jest cenna, ludzie przecież ich nie wysysają z palca, więc najprawdopodobniej te wszystkie rzeczy były im potrzebne
4. No i oczywiście – wszystko jest TAKIE PIĘKNE, że żyć bez tego nie mogę

Z drugiej strony to wszystko jest niepotrzebne:
1. Większości ulepszaczy kupionych dla dorosłej, myślącej osoby nie używam
2. Powinnam słuchać sprawdzonych porad mamy i babci – kiedyś kobiety miały dzieci bez tego wszystkiego i żyją
3. I na koniec : co z tego, że piękne. Siedemset osiemdziesiątego piątego body i tak nie zdążysz temu dziecku założyć . Wyrośnie.
Wszystkim, którzy muszą żyć z ludźmi z moimi skłonnościami szczerze współczuje. Wiem, nie łatwo nas uszczęśliwić i wiem, że zakupy są jedną z prostszych, ale niestety najdroższych form sprawiania radości.

Poza tym, mania posiadania wszystkich cudownych rzeczy dla pierwszego dziecka opanowuje nie tylko matki. I to maksymalnie wzruszające, chociaż raczej nie ruszają mnie takie rzeczy. Dobrze jednak wiedzieć, że nie tylko ja oszalałam na punkcie rosnącego brzucha. Swoją drogą, nigdy nie przypuszczałam, że można się cieszyć z każdego dodatkowego centymetra w pasie… 

Dodatkowe centymetry to dodatkowe zakupy! Odzież ciążowa jest teraz taka zachęcająca…

A poza tym, zawsze miło dostać kwiaty, pomimo tego, że ktoś jednak musi za nie zapłacić



Komentarze

Popularne posty