JESTEM W CIĄŻY – i co dalej?



Jestem w ciąży

I pomimo tego, że mi bliżej niż dalej do rozwiązania, nadal ciężko mi się do tej myśli przyzwyczaić. Nie żebym nie wiedziała skąd się biorą dzieci i była zdziwiona, bo nagle urósł mi brzuch i cycki. Po prostu, fakt posiadania w sobie żywej istoty jest na tyle abstrakcyjny, że ciężko mojemu mocno stąpającemu po ziemi rozumowi (tak, wiem, rozum nie ma nóg) to pojąć. Nie mogę jednak nie zauważyć zmian jakie zaszły w moim życiu. Nie mogę również przemilczeć mojej walki z ciążowym wariactwem, któremu staram się z różnym oczywiście skutkiem, nie dać ponieść.


Powiększający się brzuch , tkliwe piersi, bolące plecy, drętwienie, puchnięcie, wypadające włosy, osłabienie, bla bla bla… Wszystkie to przeżywamy lepiej lub gorzej, pytanie nasuwa się jedno, czy opowiadać o tym całemu światu? W odpowiedzi na marudzenie:

 1. od matek słyszymy z reguły, że później będzie tylko gorzej. No, chyba, że rozmawiamy z którąś z mam z cyklu „ja zawsze mam najgorzej”, wówczas słyszymy, że tak źle jak one mieć nie będziemy. Nigdy. Nawet w niebie ich chmury będą niewygodnie gniotły w tyłek, nasze na pewno nie.

2. Od niematek
możemy liczyć na wzrok pełen politowania, który zdaje się z całych sił krzyczeć „sama tego chciałaś” + jakiś komentarz w stylu „ale za to jak ładnie wyglądasz, super brzuszek”.


Przeprowadzam więc na bieżąco eksperymenty. Aktualnie na pytanie o to jak się czuje, odpowiadam po prostu „dobrze”. Na wnioski być może za wcześnie, ale efekt takiej odpowiedzi jest zazwyczaj identyczny – rozmowa się kończy.

Kobieta w ciąży dla otaczającej ją większości staje się NOSIDŁEM dla dziecka. Przestaje w ogóle być człowiekiem, tak jakby moment zapłodnienia wypłukiwał wszystkie szare komórki, blokował możliwość myślenia  i zostawiał tylko opcję odpowiadania na następujące pytania:
·         jak się czujesz?
·         jak maleństwo?
·         chłopak czy dziewczyna?
·         kiedy rodzisz?
·         kopie już?
·         dużo przytyłaś?

Oczywiście, że martwię się o swoje nienarodzone dziecko.
Oczywiście, że myślę o tym przeważającą ilość dnia.
Oczywiście, że cieszę się jak szalona na myśl, że niedługo będziemy razem,
ale LITOŚCI!
Nie przestałam myśleć, nie przestałam czytać, nie przestałam oglądać telewizji, nadal mogę się śmiać z głupich żartów, robić zakupy, planować wakacje, dbać o paznokcie, sprzątać.
No i wiecie, robić te wszystkie inne, NORMALNE, życiowe sprawy.


Jako przyszła mama, bez doświadczenia, zapisałam się do wszystkich możliwych grup na fejsbuku oferujących porady przyszłych i obecnych już mam. Śledzę je w tej chwili już wybiórczo, bo przez chwilę wpadłam w obłęd zastanawiania się czy nie jestem wyrodna i czy aby na pewno będę kochać swoje dziecko. Przyznaję się bez bicia, nie jestem jedną z tych kobiet, które jeszcze przed zrobieniem testu wiedziały, że „mają pod sercem skarb”  i przy pierwszych ruchach „czuły muśnięcie skrzydeł motyla”. Ja czułam bulgotanie, i przez pierwszy tydzień zastanawiałam się czy aby coś mi nie zaszkodziło i nie objawia się w postaci kłopotów gastrycznych. Teraz nadal nie wiem czy akurat rusza ręką czy nogą, ale zawsze wywołuję w domu alarm wołając „chodź zobacz jak się fajnie brzuch rusza!” i uważam, że to też może być oznaką radości z nienarodzonego jeszcze przybysza.


Z niecierpliwością czekam na to, aż ruszający brzuch stanie się realnym do pojęcia organizmem żyjącym własnym życiem i będę mogła przejść na kolejny, zupełnie inny etap życia. 

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciąża to nie choroba więc przede wszystkim nie trzeba się przejmować i za bardzo bać na zapas. Warto używać kalkulatora ciąży https://plodnosc.pl/kalkulator-ciazy z którym będziemy mogli liczyć każdy etap przebiegu połogu. Pozostaje chodzić na badania, zdrowo się odżywiać i odpoczywać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty