jak się fajnie rozwija miłość




No i blog mi się zrobił dzieciowy. Czy parentingowy? Jakieś takie sformułowanie kiedyś w Internecie widziałam. No ale, blog nie Facebook, klika tylko ten kto chce, nikomu treści swoich nie narzucę (a szkoda, może bym miała lepsze statystyki).


Pewnie mi przejdzie, ale na razie całe życie podporządkowałam dziecku, więc na chwilę i teksty muszę mu poświęcić. Życie.


Nie zauważyłam nawet kiedy to się stało, ale nazwałam swoje dziecko chyba już w każdy możliwy sposób. Aktualnie na tapecie jest Mlekojadzik. Mały, kluskowaty Mlekojad. Co prawda mleko nie zawsze trafia do buzi. Czasem jest na body, czasem na pielusze, czasem na mamie – oczywiście zarówno nie przetrawione jak i przetrawione. To drugie bardziej śmierdzi.



Moja mała Maria nie ma zębów, nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że ma ręce, robi kupę pod siebie, może jeść tylko jeden rodzaj pokarmu, obdrapuje sobie buzię, nie potrafi wydmuchać nosa, ma kłopot z koordynacją pośladków i załatwieniem się,  widzi wybiórczo i skupia wzrok tylko jak jej się chce, śpi pewnie z 18 godzin na dobę (chociaż głowy sobie uciąć nie dam, nigdy tego nie liczyłam), do tego wszystkiego nie potrafi mówić, chodzić, ba, nawet siedzieć nie potrafi i głowę trzyma pionowo tylko przez niecałą minutę.


Dodatkowo z rzeczy super ekstra w macierzyństwie:
  • Wymiotuje byle gdzie (byle na innych ludzi mam wrażenie)
  • Sika zaraz po zdjęciu pampersa z ciśnieniem godnym straży pożarnej
  • Kupa wypływa jej z pampersa zawsze jak jesteśmy poza domem, albo jak pościel w łóżeczku jest wyprana.
  • Jest najbardziej głodna wtedy, kiedy mamie chce się siku na maksa i zapomniała zjeść śniadanie.
  • Uczy się płakać coraz głośniej…



Z rzeczy dzięki którym w ogóle nie pamiętam o tych poprzednich:
  • Po najedzeniu przytula się całym ciepłym ciałkiem i wzdycha z zadowolenia
  • Zaczyna widzieć zabawki i zerkać za nimi nieśmiało przekręcając głowę
  • Wygląda jak z obrazka kiedy zaśnie spokojnie
  • Uspokaja się magicznie po wzięciu na ręce
  • Z zaangażowaniem ssie swoje długie palce, kiedy jest głodna
  • Uśmiecha się coraz bardziej świadomie, jak słyszy nasze głosy
  • Gapi się w oczy <3



Poza tym w domu zapanowała zupełnie inna atmosfera. Jest rodzina, miłość i spokój. I taka jakaś harmonia. I pasuje ta Maryśka do tego domu. Jakoś tak dobrze wypełnia przestrzeń. Nie żebyśmy całkiem chcieli się wypisać z życia na zawsze i zamknąć za drzwiami, ale na razie oswajamy się z większą ilością domowników.


Przez najbliższych dwadzieścia lat nałożona będzie na mnie gigantyczna odpowiedzialność. I wiecie, przemyślałam swój wcześniejszy stres, czy pampersa dam radę zmienić, czy będzie jadła, rosła i spała i okazało się, że to w ogóle jest nieważne. Doszłam do tego niedawno: ja przecież będę w dużym stopniu odpowiadała za to, jakim ona będzie człowiekiem i czy będzie potrafiła być szczęśliwa więc jak to się w ogóle ma do mechanicznego umycia tyłka. Przecież my będziemy musieli ją wychować, odpowiadać na trudne pytania, wspierać we wszystkich buntach młodzieńczych, rozumieć o co chodzi w nowoczesnym świecie dzieci, tłumaczyć na czym polega życie, wzmacniać pozytywnie dobre zachowania, sprawić, żeby się często uśmiechała, nauczyć dokonywania wyborów i wzbudzać ciekawość świata i to jest dopiero WYZWANIE.


Wyzwanie to mało powiedziane, to misja na całe życie. Takie rzeczy jak to czy będę miała fajną pracę, albo czy schudnę są niczym przy odpowiedzialności za nowe, kształtujące się dopiero życie. I charakter.


Dodatkowo jednym z najważniejszych wyzwań jakie sobie stawiam, są dobre relacje z córką, bo myślę, że one mają ogromny wpływ na jej przyszłe życie. Być jednocześnie przyjacielem, wzorem do naśladowania, opoką i studnią miłości nie jest łatwe, tak myślę.


No, ale bo zrobiło się jakoś tak strasznie poważnie i słodko. Kocham swoje dziecko, ale być obrzyganą serio jest trochę fuj. Mleko ze śliną jest lepiące i ciężko się w cokolwiek wchłania.
To bycie ciepłym, pachnącym dzieckiem też jest liche, bo najlepiej byś trzymała na rękach, a potem będzie płakać jak odłożysz i w ogóle cyrk na kółkach, bo dziecko się do ciebie przyklei na zawsze.


I rady. Od wszystkich. Na każdy temat. Zaczynają mnie przerażać.  Ja z założenia nie mam nic przeciwko, nawet lubię. Dobrze się czegoś dowiedzieć, szczególnie od mądrzejszych i bardziej doświadczonych tylko problem w tym, że każdy, na każdy temat mówi zupełnie coś innego. I bądź mądry, wybierz dobrze.


Do tego wszystkiego staram się nie zwariować. I nie popadać ze skrajności w skrajność. Jest ciężko, ale trzymamy się z Tatuśkiem jeszcze całkiem nieźle. Mamy fajne babcie dla swojego dziecka, które bez żadnej przesady cieszą się i służą pomocą w każdej sytuacji. Na szczęście z pomocy często korzystać nie musimy, ale dobrze wiedzieć, że ma się w kimś oparcie.


To tak, żeby nie było, że taka jestem zupełnie aspołeczna i arodzinna.



I dzieci, mają super cudowne stopy i dłonie. Szczególnie jak się je przyłoży do swoich.


Komentarze

Popularne posty