kiedy wyjście z domu staje się wyzwaniem życia
No i jednak organizacja przy dziecku to kluczowy temat.
Znaczy nie, żeby w normalnym bezdzietnym życiu nie była ważna. Różnica polega
na tym, że jak dorosły człowiek zapomni zjeść śniadania, bo za późno wstał to
nie będzie pół dnia płakał. Chyba. No i jednak trzymanie kupy w pampersie przez cały dzień też byłoby raczej marnym pomysłem. I dobrym powodem do płaczu.
Dziecko wszystkiego potrzebuje „na już”, więc swoje „na już”
przekładasz na później. Nawet jeżeli chodzi o oddawanie moczu. Swoją drogą tempo
zasypiania po jedzeniu uzależnione jest od tego jak bardzo chce wam się siku. I
jak to w takich sytuacjach bywa, wiadomka – jak już prawie ciepła strużka
zaczyna lecieć po udach to pociecha ma wielkie oczy i największą na świecie
potrzebę przytulenia do mamy.
Istotną sprawą jest wprawa. Na początku na wszystkim marnuje
się maaaaaaaaaasę czasu.
Zmiana pampersa – niby prosta sprawa, ALE… Rozebrałaś
dziecko nie łamiąc mu przy tym kończyn, brawo, pierwszy duży krok zrobiony.
Otwierasz jajko z niespodzianką szczęśliwa, że widzisz ładną żółtą kupkę (swoją
drogą nie wiedziałam, że można się cieszyć na widok kupy), wycierasz pupę, dumna,
że się to wszystko odbywa bez płaczu. Podkładasz nowego pampersa i właśnie w
tym momencie dzieciątko kicha przesłodko co ze względu na brak panowania nad
zwieraczami kończy się kupą wszędzie. Na ubraniach, na przewijaku, na
wszystkich przedmiotach wokół i oczywiście na twojej ulubionej bluzce (i tu
uwaga dla wszystkich niedoświadczonych: trzeba to zapierać NATYCHMIAST. Ze
słodkiej pupki wychodzi żrąca kupa). I robisz wszystko od nowa, łącznie z
przebieraniem.
No właśnie, przebieranie… Na początku zwyczajnie nie wiesz
czy temu dziecku nie zrobisz krzywdy. Przekładasz te ubrania (których
oczywiście jest z milion, przynajmniej u mnie), chcesz znaleźć coś ładnego,
bierzesz do ręki każdą rzecz po kolei, szukasz pasującego koloru i przede
wszystkim rozmiaru. Później się zastanawiasz – czy dziecku jest wygodnie, czy
nie za ciepło, czy gdzieś nie ciśnie. No i kluczowe sprawy: to co
najładniejsze, najgorzej się zakłada. Problemy typu: jak to przełożyć przez tą
małą główkę, jak w rękawy włożyć ręce nie urywając ich przy okazji, jak się
zapina milion tych klipsików tak, żeby się nie pomylić i nie musieć tego
wszystkiego robić raz jeszcze są normą.
Noszenie na rękach. Trzymaj główkę, bo ucieka, nie trzymaj
za pupę, bo szkoda kręgosłupa, nogi rozstawiaj, bo biodra się muszą
ukształtować i generalnie jesteś galaretą jak tylko masz podnieść własne
dziecko. To na szczęście mija dosyć szybko, bo raz, że mała ciepła kluska sama
się układa i jakoś tak pasuje do nas, a dwa, szybko robi się mniej rozlazła i
ciekawsko unosi głowę, żeby więcej zobaczyć.
I na koniec to, co przerażało mnie na początku najbardziej:
WYJŚCIE. Kurczę, wychodząc z dzieckiem trzeba być maksymalnie przewidywalnym.
Pieluchy, pampersy, koc, coś do przewijania (bo szkoda kanapy u przyszłej
teściowej, ta kupa naprawdę ciężko schodzi), chusteczki, coś do przebrania, bo
przecież przez tydzień życia i spacerów nic się nie dzieje, a akurat u kogoś
wszystkie ubrania są zalane treścią żołądkową (wychodzącą z obu możliwych
otworów)… Poza wszystkim profilaktycznie zawsze zabieram aparat, bo może akurat
dziecko zacznie robić coś fajnego. Samo zabranie rzeczy to jedno, ale to co
dzieje się przed samym wyjściem z takim maluszkiem, to w zasadzie niekończąca
się opowieść:
Spokojny spacer to czysta pupa i najedzone dziecko więc
przewijasz dziecko, żeby pupka była świeża i pachnąca ➡️
karmisz dziecko i tu już zaczynają się schody, bo robi kupę ➡️
przewijasz dziecko jeszcze raz, żeby na tym spacerze było mu przyjemnie ➡️
przewijasz oczywiście za szybko po jedzeniu, bo chcesz już wyjść, więc dziecku się ulewa ➡️ przebierasz maluszka z obrzyganych ciuchów ➡️
trwało to tyle czasu, że dziecko nie zdążyło zasnąć, ale zdążyło znowu zgłodnieć…
karmisz dziecko i tu już zaczynają się schody, bo robi kupę ➡️
przewijasz dziecko jeszcze raz, żeby na tym spacerze było mu przyjemnie ➡️
przewijasz oczywiście za szybko po jedzeniu, bo chcesz już wyjść, więc dziecku się ulewa ➡️ przebierasz maluszka z obrzyganych ciuchów ➡️
trwało to tyle czasu, że dziecko nie zdążyło zasnąć, ale zdążyło znowu zgłodnieć…
I koło się zamyka, a Ty wykonujesz wszystkie te czynności
coraz szybciej ciągle mając nadzieję, że jeszcze w ogóle będziesz mogła chociaż
przez chwilkę pooddychać świeżym powietrzem.
NA SZCZĘŚCIE im dłużej masz dziecko, tym wszystko idzie
sprawniej. Zmiana pampersa już po kilku dniach idzie nieźle, przy przebieraniu
możesz nawet wybrać coś ładnego, bo już ogarniasz, którą część ciała przełożyć
przez którą dziurę, a na rękach maluszek sam przyczepia się jak mała małpka.
Z drugiej strony to przerażające, że moje nowo narodzone
dziecko przytyło już prawie dwa kilo i potrafi coraz głośniej krzyczeć…
W tym tygodniu mamy dodatkowy, OGROMNY plus spacerów,
ponieważ:
w l a z ł a m w j e a n s y
nic tak nie cieszy kobiety jak pozbycie się paru kilogramów.
Jeszcze parędziesiąt i będę najszczęśliwsza na świecie.
Niedługo będziesz mogła oddać mi ciążowe spodnie😂
OdpowiedzUsuńnawet ich jeszcze nie schowałam na dno szafy, także spokojnie!
Usuń