szukanie dziury w całym
Kojarzycie takich ludzi, którzy na tytuł w gazecie
„Miliarder rozdał wszystkie swoje pieniądze potrzebującym”,
mówią:
ALE MAJTKI TO SOBIE ZOSTAWIŁ.
Właśnie. Myślę, że wszyscy takich ludzi znamy. Co więcej,
myślę, że każdy z nas ma w sobie takiego cichego skrzata, który zawsze szepnie
do ucha jakąś złośliwość. Od nas tylko zależy, czy ujrzy ona światło dzienne. I
czy pozwolimy jej zalać falą goryczy pozytywne emocje.
Często mamy tak, kiedy w grę wchodzi zazdrość. Innymi słowy,
żal nam dupę ściska, że ktoś gdzieś był, coś zrobił, albo coś ma i szukamy
problemu.
Był w ciepłych krajach? Ale woda była zimna. Kupił super kurtkę? Ale
długo jej nie ponosi, bo zrobiło się ciepło. Pomógł przygotować akcję
charytatywną? Ale na pewno dostał za to pod stołem kasę. I w zasadzie wszędzie
znajdziemy problem. Zazdrość to oczywiście potęguje. Przyznaję się bez bicia,
też mi się czasem trudno cieszyć z czyjegoś szczęścia. Szczególnie jak na
podobne szczęście nie mam akurat kasy. Albo czasu. Albo jednego i drugiego. Nie
lubię jednak psucia radości innym, więc nawet jeśli (sama dla siebie. Czasem
jak na coś ponarzekamy to robi się lepiej na złośliwej części serduszka) mam jakieś
zastrzeżenia do cudzego szczęścia, to opinię na ten temat zostawiam dla siebie.
Po co komuś zabierać uśmiech z twarzy?
Niestety, ludzie, którzy głośno obnoszą się ze swoją ZAWSZE
pejoratywną opinią na każdy temat z gruntu muszą być nieszczęśliwi. No bo
logiczne, jeżeli do wszystkiego nastawiamy się negatywnie, to nic nie robimy,
bo dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu. Więc jak mamy być szczęśliwi,
skoro nawet nie próbujemy, bo przecież PO CO? Chyba, że są na świecie przypadki
ludzi, którzy do szczęścia potrzebują jedynie negatywnych emocji. Ale to chyba
byłoby sprzeczne z istnieniem i piramidą potrzeb czy coś. Nie znam się, ale
raczej to zjawisko wynaturzenia.
Niekiedy są ludzie, którzy dziury w całym szukają wybiórczo.
To akurat bardzo wyraźnie widać w środowisku politycznym. Nie zważając na to,
którą stronę się reprezentuje, w tej drugiej szuka się tylko negatywów.
Doprowadzają mnie do furii rozmowy o polityce, bo nie mają najmniejszego sensu.
I nie chodzi o poglądy, ludzie często głoszą jakieś hasła, nie mając pojęcia co
za sobą niosą. Chodzi o formę rozmowy. Ona w ogóle nie jest merytoryczna,
obrzucając się tylko błotem i hasłami pod tytułem „jesteście gorsi bo…” do
niczego nie dochodzimy, a robi się przy stole niesympatycznie. I wiecie, urodziny
cioci, a trzech wujków właśnie pokłóciło się, próbując udowodnić jeden
drugiemu, które ugrupowanie jest gorsze (bo przecież nie ma na całym świecie
takiej możliwości, żeby któryś z nich nie miał racji). Wszyscy patrzą na siebie
wilkiem i podejmują miałkie tematy, rozmowa szybko się kończy, ciotka ma
poczucie nieudanego przyjęcia, wszyscy szybko próbują się wycofać do domu i
tyle mamy z naszych rozmów. Nie bardzo rozumiem, dlaczego nie potrafimy tego
zamienić na zwykłą dyskusję. Czyli mówmy jak jest, ale nie próbując na siłę
narzucić nikomu swojego zdania. Od tego są wiece, marsze, protesty, spotkania z
politykami, panele dyskusyjne z samorządowcami i takie tam. Nie wieczerza
wigilijna, gdzie bez względu na poglądy mamy się szanować, nie urodziny kogoś bliskiego,
komu radość ma sprawić nasza obecność i miła atmosfera.
Dziura w całym to też szeroko teraz podejmowany temat hejtu
w Internecie. O tym, że to zło i bla bla bla mówią wszyscy. Mnie bardziej
zastanawia jak to jest siedzieć zamkniętym w domu i komentować wszystko co się
znajdzie (u mnie hejt nie występuje. Ja na razie nie mam nawet jednego
komentarza, więc nie mam się czym przejmować). Ciekawe, czy to jest tak, że
siedzisz, przeglądasz Internet, znajdujesz coś czego jeszcze nie zaopiniowałeś
i nagle wstępuje w ciebie demon. Światło przygasa, uruchamia się muzyka w tle i
jesteś tylko ty, ekran i możliwość popsucia komuś dnia. I to kogoś cieszy? Czy
to po prostu jakaś forma rozładowania stresu? Czy może najzwyczajniej w świecie
to samotność i właśnie to bycie człowiekiem, który szuka dziury w całym?
Bo wiecie, ja nie mówię o konstruktywnej krytyce. Krytyka
jest okej, w zasadzie jest bardzo potrzebna. Wzbudza w nas potrzebę dążenia do
doskonałości. Więc poprawiamy, poprawiamy, poprawiamy. Poza tym, zawsze dobrze
się dowiedzieć, czy w ogóle iść w tym kierunku. Bo niestety, sztuka nowoczesna
jest trudna, moje kilka plam na płótnie może nikogo nie zachwycić, więc może
lepiej spróbować się spełnić w polityce, albo gotowaniu. Na pewno warto słuchać
ludzi mądrzejszych od siebie. I nie mówię, że zawsze trzeba się z nimi zgadzać
na zabój i, że jak już coś powiedzieli, to jak wyrocznia i nic innego się nie
liczy. Warto na pewno rady brać do siebie i rozważać, ewentualnie stosować.
Wszystko zawsze z umiarem. No i chyba jednak nie wszyscy chcą dla nas źle, więc
być może część krytykujących robi to w dobrej intencji. Być może.
Często szukanie dziury w całym przychodzi z wiekiem. Dzieci
z entuzjazmem podchodzą do większości wyzwań nie widząc czarnej strony
wykonywanych czynności. A dorośli zaczynają pytać: PO CO? I wzbudzają w dziecku
wątpliwości, im jest starsze tym więcej, czy rzeczywiście to co robi jest dobre
i potrzebne. Ale przecież jest. Przecież to, że dziecko maluje po raz setny
tego samego kwiatka to nie dlatego, że chce nas wkurzyć. Nie pytajmy po co,
tylko dajmy kartki na namalowanie kolejnych stu, bo może za kilka lat nasze
dziecko zostanie mistrzem świata w malowaniu kwiatów. Więc w tym wypadku jestem
za pobudzaniem, nie zatrzymywaniem. Szczególnie, że zapał łatwo zgasić, a
lepiej nie podcinać skrzydeł zanim jeszcze w ogóle zaczęły porządnie wyrastać.
To, że nam się nie chce czegoś robić i szukamy tylko wytłumaczeń i właśnie
DZIURY to już nasz problem. Nie oddawajmy go maluchom.
Dziury w całym szukamy też często przez zły nastrój.
Przynajmniej ja. Najgorzej przed okresem. Albo w ciąży. W ciąży to jest katastrofa.
Woda za zimna, herbata nie słodka (chociaż ja w ogóle nie słodzę), radio za
głośno, bluzka ukochanego ma zły kolor, brzuch jest za duży, pies za głośno
szczeka, filmy są nieciekawe, polityka bulwersuje… Do tego jeszcze beczę, ale
to raczej jednak efekt uboczny tej ciąży. Wiem jednak, że część podłego
zachowania bierze się na pewno ze złego nastroju.
Więc dół emocjonalny =
szukanie dziury w całym. Nie wiem jak inni, ale ja po dniu bycia wrednym
człowiekiem mam chyba coś na kształt wyrzutów sumienia. I obiecuje sobie
zawsze, że już więcej tego nie zrobię. A potem mam gorszy czas i emocje biorą
górę. Ale uczę się. Uczę się nad nimi panować, przynajmniej w towarzystwie. Bo
jednak głupio nawrzucać teściowej, że talerze są krzywo poustawiane.
Szukanie dziury w całym towarzyszy nam więc w życiu.
Niektórym nawet bardziej. Nie wiem tylko, jak z tego leczyć. Ktoś ma jakieś
pomysły? Znam bowiem parę osób, którym przydałoby się po prostu wyluzować.
Szukanie na siłę problemów i zdenerwowania mija się z celem.
Pomimo tego, że sama często to robię. Nie zmienia faktu, że niektórzy biją mnie
na głowę i szkoda mi, że ciągle są smutni. Ale w jakim celu, skoro tak dobrze
jest się śmiać?
Życzę Wam na tą pięknie rozpoczynającą się wiosnę więcej
luzu. I mniej SZUKANIA DZIURY W CAŁYM.
Komentarze
Prześlij komentarz