nowa fryzura = nowe życie
Co dla kobiety mogą znaczyć włosy? No niby nic. Niby nie
ważne. Niby tylko element, który właściwie i tak zimą ukryjemy pod grubą
wełnianą czapką (zimą moda przestaje mieć znaczenie, ważne żeby w próbie jak
najszybszego pokonania odległości z punku A do punktu B za bardzo nie zmarznąć.
Chyba, ze ma się 15 lat, wówczas nawet przy -15 stopniach można sobie nosić
gołe kostki, bez względu na konsekwencje), latem słońce wypali nam na nich
suche plamy często łączące się z wybarwieniami w przeróżnych kolorach tęczy,
wiosną wiatr nam je rozwieje, a jesienią na bank zmokną.
Do tego wszystkiego zawsze są nie takie: kiedy są proste,
mogłyby być kręcone i odwrotnie, puszą się, są zbyt płaskie, mamy ich za mało,
lub za dużo, są za grube lub za cienkie, łamliwe, matowe, kruszące się,
ciągnące, nie dające się rozczesać, nie łapiące farby, źle układające się,
elektryzujące, przetłuszczające, długo schnące, za ciemne, za jasne, za wolno
rosnące i w zasadzie mogłabym tak w nieskończoność. Każda babka ma w swoich
włosach coś czego nie lubi. Najczęściej okazuje się, że właściwie nie lubi w
nich niczego i można by je obciąć na zero. I wstawić nowe. Amerykańskie.
Najlepiej samoukładalne.
Prawda niestety jest taka, że zamiast zostawić je naturalne
i dać żyć swoim życiem, żeby wraz z nami układały się, starzały, rosły i
wypadały to my dzielnie, każdego pięknego (lub nie) ranka staramy się wyglądać
jak najlepiej. Poprawiamy, prostujemy, wcieramy, opryskujemy, kręcimy, wiążemy,
rozpuszczamy, czeszemy, tapirujemy i wykonujemy wszystkie inne mniej lub
bardziej znane mi zabiegi. I dojrzewa we mnie pytanie: PO CO?!
Presja. Chyba presja telewizji i Internetu, tych
przepięknych kolorowych obrazków które oglądamy na co dzień i którym nijak nie
możemy dorównać (czasami przez brak umiejętności, czasami przez brak znajomości
programów do obróbki zdjęć). I co się dzieje w głowie takiej babeczki? Patrzy w
lustro -> patrzy w telewizor -> w lustro -> w telewizor -> i
jeszcze raz w lustro i NIESTETY myśli sobie „matko, ten mój chłop to mnie
zostawi za trzy minuty, bo ja nigdy tak piękna nie będę”. Z reguły jest to nie
do końca zgodne z prawdą, bo faceci lubią naturalne kobiety, których mogą
dotknąć, a nie te widoczne na ekranie, których w zasadzie nie spotyka się na
ulicy. Nie o to mi jednak chodzi, bo o tym, że wszystkie jesteśmy takie piękne
mówi dużo ludzi, a większość z nas i tak w to nie wierzy.
Szczególnie widząc reklamę w której pani ze lśniącymi włosami do pasa, idealnie równymi paznokciami, i cerą której nie zdobią żadne najmniejsze nawet zmiany mówi nam, że wystarczy jeść zdrowo i wygląda się olśniewająco. No serio? Znikną mi pryszcze, a włosy zaczną nagle wyglądać jak spod dłoni najlepszego fryzjera bez cienia siwizny oczywiście tylko dlatego, że moje życie jest ultra fit? Może same odpowiedzmy sobie na te pytania. Chociaż zdrowe życie polecam, lepiej się wtedy człowiek czuje i może trochę mniej przejmuje się niektórymi sprawami.
Wracając do włosów. Telewizja nas oszukuje, jeżeli chodzi o
wygląd na pewno, wszystkie nierzeczywiste obrazy pięknych ludzi w serialach tylko
przytłaczają. Ciśnie się więc na usta powtarzany ostatnio slogan „BĄDŹ
NATURALNA”. No i chcę być, niekoniecznie chcę się czuć jak lalka, nie
koniecznie mam potrzebę zwracania na siebie uwagi każdego faceta, bo mam
jednego na którym mi zależy, nie koniecznie potrzebuję się lepić od lakieru do
włosów i tuszu do rzęs. Z drugiej jednak strony, ze względu na zmiany w życiu i
postanowienie o niefarbowaniu włosów (którego uparcie trzymam się od roku)
musiałam odwiedzić fryzjera, żeby obciął moje zniszczone farbowaniem resztki
długich włosów. I wiecie co? Weszłam, już sam zapach zdawał się mówić RELAKS, a
każdy kosmetyk spoglądał z miną pod tytułem „użyj mnie”. W momencie kiedy zaproszono mnie na fotel
poczułam się trochę jak księżniczka. Taki wspaniały moment w którym ktoś się
zajmuje człowiekiem, kiedy na głowie samo stwarza się coś pięknego, kiedy
wszystko inne przestaje mieć znaczenie, bo siedzisz z nutą niepewności i
wierzysz, że to będzie najlepsza rzecz jaka Cię mogła spotkać…
No i jak nie chcieć w życiu poprawiać swojego wyglądu, kiedy sama wizyta w takim miejscu (nie wspominam o efektach, bo mogą być różne w zależności od gustu samej zainteresowanej) sprawia, że jesteśmy szczęśliwsze. A szczęśliwsze to na pewno piękniejsze! Same znikają zmęczenie i cienie pod oczami, a uśmiech mimowolnie pojawia się na buzi. Idąc ulicą spoglądamy w każdą witrynę, żeby upewnić się, że wyglądamy olśniewająco. I TAK JEST! Bo dzięki zostawionym w gabinecie piękności pieniążkom mamy na chwilę poczucie luksusu w tyłku. I jest nam lepiej.
Naturalność naturalnością, ale jeśli chcemy poczuć się
piękniej to zróbmy to dla siebie! Bo jednak jak to mówią nowe włosy to nowa ja!
I czujmy się dobrze same ze sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz