Życie w Internecie. Numer JEDEN. Jedzenie.


Życie w Internecie.
Spis treści:
  1. Jedzenie
  2. Imprezy / bywanie
  3. Styl
  4. Miłość
  5. Macierzyństwo
  6. Podróże



1. Jedzenie

Pochłania ono sporą część naszego życia, ja nie powiem, że nie. Jest jedną z przyjemniejszych części życia (mojego na pewno). Jeżeli chodzi o jego jakość – tu zdania są podzielone. Niektórzy chwalą się supertłustą pizzą z boczkiem, kilogramem sera i kolorowymi dodatkami. Inni zachwycają się tylko fit jedzeniem. Jeszcze inni tolerują wyłącznie przyniesione z BIObazaru warzywa (tak bogatych znajomych nie mam jednak wielu). Później mamy wszystkie grupy wyłączające ze swojego jadłospisu mięso oraz produkty pochodzenia zwierzęcego. I właściwie nie mam zupełnie nic do żadnej z tych grup, bo każdy JE TO CO LUBI. Wiem, że jeżeli chodzi o wykluczanie mięsa, głównie wynika to raczej  z poglądów niż z nielubienia tego typu kuchni, ale to też wybór, więc absolutnie nie neguję. Zwłaszcza, że sama jestem ostatnio z mięsem raczej na bakier, ale to być może dzięki Maryśce w brzuchu. Dziewczyna od małego woli być wege.



Wracając do jedzenia w Internecie. Druga ważna kwestia, poza jakością, którą się chwalimy lub nie, jest wygląd naszego jedzenia. No i w tej kwestii mamy po prostu przeolbrzymi wachlarz zdjęć potraw, które w zależności od gustu autora są dla nas zachęcające lub nie. Istnieje jedzenie mega nowoczesne więc na talerzu właściwie nic nie ma, ale jaramy się w opór, bo podano nam piórko czekoladowe na musie z chmurek w towarzystwie ciekłych promieni słonecznych. Nic się nie najesz, ale figura zostaje, no i wszyscy zazdroszczą. Kolejna seria, to zdjęcia jedzenia ładnego i sycącego. Piękne złociste hamburgery, turbo apetyczna pizza z pomidorkami i rukolą, ogromna porcja deseru zasypanego brokatową posypką, soki świeżo wyciskane, ale podane w najpiękniejszym dzbanku/garnku/słoiku/kubku świata. To jest seria zdjęć, po których automatycznie robię się głodna. Ostatnią kategorią, najmniej przeze mnie lubianą, są zdjęcia wykonane przez ludzi, którzy chcieliby być nowocześni, pykać faje fotki i mieć dużo lajków, ale generalnie mają starą, niemodną zastawę (nie, nie stylową PRL-ową, nie średniowieczną, nie zabytkową tylko niemodną. Z żółto-zielono-fioletowo niebieskim paskiem z zielonymi listkami dookoła), ich danie (być może smaczne) wygląda jak breja i dodatkowo zdjęcie zrobili kalkulatorem. I całe przedsięwzięcie traktują bardzo serio. Nie żebym chciała komuś podcinać skrzydła, no ale chyba jednak widzimy różnicę. 


Widzicie, nie do końca wiem do której z grup ja należę. Tak, przyznaję się, zdarza mi się robić fotę jedzeniu które mnie zachwyca. Częściej w domu niż w knajpie, bo w knajpie mój ukochany zawsze syczy, że wiocha i że przyszłam tu jeść, a nie to wrzucać do Internetu. No cóż, ma rację, ale pogoń za byciem modnym czasami mnie pochłania. Na chwilkę. Malutką. Później wracam do rzeczywistości
i znowu uważam, że to debilne i że po co ja do zdjęcie robiłam i gdzieś wstawiałam. 

Niestety, smutna prawda dotycząca jedzenia w Internecie jest taka, że w sporej części przypadków to co oglądamy mija się z życiem. Baaaaaardzo. Na co dzień jemy szybko, nieelegancko podane, często w byle czystym naczyniu, albo z pudełka (bo chińczyk na rogu jest taki pyszny. I dieta pudełkowa też jest w pudełku). Później w jakiś przepiękny, słoneczny, wolny od pracy dzień dodajemy fotkę ładnego żarcia i taki normalny człowiek przegląda te Internety i myśli sobie „łaaaał, też chciałbym tak jadać, moje życie jest niczym w porównaniu do jego życia, jestem zerem i nigdy nie znajdę znajomych” i tak dalej i tak dalej. Tak w skrócie.

Internet stanowczo NIE RÓWNA SIĘ rzeczywistości.
Chyba, że zarabiasz kupę siana. Wtedy zwracam honor, możesz tak jeść codziennie. 

Komentarze

Popularne posty